ETER-MED Gdańsk

Podstawowa i specjalistyczna opieka zdrowotna w Gdańsku, Straszynie i Cedrach Wielkich

Pestycydy, konserwanty, wzmacniacze smaku – trucizna w coraz większych dawkach

Mężczyzna stosujący środki ochrony roślin zawierający różne substancje chemiczne. Pobrano z 123rf.com
4.8/5

Przez wiele lat urzędnicy wyrażali zgodę na stosowanie pestycydów lub substancji konserwującej żywność, których użycie zostało zakazane dopiero w bieżącym dziesięcioleciu. Obecnie nadal używane są związki chemiczne, których szkodliwość jednoznacznie zostanie udowodniona za kilkanaście lat, pomimo, że już teraz wiadomo, iż z dużym prawdopodobieństwem przyczyniają się one do wielu chorób.

Czy warto zwlekać z zakazem używania tego co powoduje u nas nowotwory, choroby hormonalne czy problemy z nerkami?

Większość z nas nie wyobraża sobie codziennego jadłospisu bez obecności w nim owoców i warzyw. Zwykle nie mamy ich we własnym ogródku, więc pozostaje nam udać się do osiedlowego sklepu, dużego marketu czy na targ warzywny. Robimy zakupy za kryterium zdrowia przyjmując idealny wygląd produktów i odrzucając wszystko to, co wydaje się „zepsute”, bądź po prostu brzydkie. To w naszym mniemaniu są jakieś resztki, które nadają się tylko na przecenę. Wybierając te ładniejsze warzywa i owoce, nie patrząc na te inne „gorszego gatunku” popełniamy duży błąd. 

Skąd się biorą idealne warzywa i owoce?

Czy mieliście okazję widzieć kiedyś jabłoń, gdy pojawiają się na niej owoce? Jeśli tak, to przypomnijcie sobie jak te jabłka wyglądały. Czy wszystkie były jednego koloru, kształtu, wielkości, bez skaz – jednym słowem idealne? Ci co widzieli znają odpowiedź, która bez wątpienia brzmi „NIE”. Naturalnie rosnące jabłonie nie wydają idealnych jabłek, ponieważ jest to niemożliwe. Warunki atmosferyczne, szkodniki, choroby, to wszystko wpływa na jakość i wygląd nie tylko wspomnianych owoców jabłoni, ale także wszystkich innych owoców i warzyw.

Możemy zadać sobie pytanie:  Skąd się w takim razie biorą te piękne produkty na stoiskach i w marketach? Odpowiedź nie napawa optymizmem. Powstają one dzięki zastosowaniu środków ochrony roślin – pestycydów lub są genetycznie modyfikowane.  

Nie wszystko złoto, co się świeci, czyli o szkodliwości pestycydów

Pestycydy stosowane są jako środki ochronny roślin i nie pozostają bez wpływu również na życie i zdrowie nas wszystkich. Zdarzają się zatrucia wśród osób, które pracują przy opryskach, włącznie z przypadkami śmiertelnymi. Zdarza się, że producenci nie znają umiaru stosując takie dawki oprysków, że plony powodują zatrucia u ludzi. Przewlekłe zatrucia dotykają osoby pracujące na stale przy opryskach lub takie, które same mają pola uprawne i te opryski stosują.

Należy zaznaczyć również, że ryzyko spożycia pestycydów dotycz nas wszystkich – konsumentów. Pestycydy gromadzą się w żywności, wodzie i powietrzu. Jeśli przyjmujemy ich zwiększone dawki w pożywieniu, może to doprowadzić do zwiększenia ryzyka wystąpienia nowotworu, problemów hormonalnych, uszkodzeń układu nerwowego, cukrzycy  i innych problemów zdrowotnych, które uaktywniają się po dłuższym czasie. Nie miejmy złudzeń, że to, co zabija tak wiele innych organizmów, nie ma żadnego wpływu na ciało człowieka.

W opracowaniu zamieszczonym na stronie Wojewódzkiej Stacja Sanitarno Epidemiologicznej w Krakowie możemy przeczytać:  „Dział Laboratoryjny WSSE w Krakowie bada rocznie w ramach urzędowej kontroli około 120 próbek  żywności pochodzenia roślinnego (żyto, ryż, czarna porzeczka, mandarynki, pieczarki, śliwki, sok  pomarańczowy oraz napój z czarnej porzeczki). W okresie ostatnich kilku lat nie stwierdzono przekroczeń najwyższych dopuszczalnych pozostałości pestycydów w badanych próbkach”.

Czy to jednak może nas uspokoić? Nie, ponieważ informacja świadczy tylko o tym, że z góry ustalonych norm może i nie przekroczono, co nie znaczy, że to co dostaje się do naszego organizmu, nie ma niego wpływu. Równie dobrze, można by napisać, że dawka trucizny w produkcie nie przekroczyła najwyższego, dopuszczalnego wskaźnika. Może skutków nie odczujemy od razu, jednak co będzie po kilku latach, konsekwentnego spożywania takiej trucizny?

Na potwierdzenie tych faktów warto zacytować fragment dokumentu opracowanego przez UE:

„Według badania przeprowadzonego przez Europejską Federację Związków  Pracowników Rolnych (EAF), najbardziej powszechne negatywne skutki oddziaływania pestycydów na pracowników i użytkowników obejmują: bóle głowy, wymioty, bóle brzucha oraz biegunki. Występują one w wyniku narażenia w trakcie  stosowania, przygotowywania lub mieszania pestycydów oraz w trakcie kontaktu z  pojemnikami. Niskie lecz stałe poziomy narażenia mogą prowadzić do długotrwałej i przewlekłej utraty zdrowia (np.  nowotworów, wad wrodzonych, problemów z płodnością, uczuleń, chorób hormonalnych). Najczęściej ludzie nie zdają sobie sprawy ze  związku pomiędzy narażeniem na działanie pestycydów, a chorobą. Dzieje się tak,  gdyż nie ma wyraźnych objawów zatrucia występujących zaraz po narażeniu. Mieszkańcy i przypadkowe osoby mogą być pośrednio narażone na działanie pestycydów w wyniku przenoszenia aerozoli. Narażeni mogą być również konsumenci, poprzez  śladowe ilości zawarte w produktach rolnych lub w wodzie. Konsekwencje mogą być gorsze dla najbardziej wrażliwych grup ludności, takich  jak dzieci (które są szczególnie wrażliwe na podejrzane „efekty koktajlu”), osoby  starsze lub też inne grupy ryzyka (m.in. osoby z osłabionym układem immunologicznym,  przewlekle chorzy) oraz oczywiście pracownicy (z tego względu, iż mogą być narażeni na intensywne działanie pestycydów)”

Co możesz zrobić?

Osoby, które myślą, że są tylko zwykłym nabywcą i myślą, że nie mają żadnego wpływu na to, jak dużo oprysków się stosuje, zdecydowanie się mylą. To ludzie generują popyt. Gdy człowiek sięga po idealne jabłko, wyraża zgodzę na praktykę stosowania pestycydów, potwierdzając tezę: „Tak, wolę piękne jabłko, sałatę, cukinię, kosztem mojego zdrowia”. Producent więc daje to czego klient oczekuje. Stosuje coraz więcej oprysków, by dać ten idealny produkt, a tym samym, aby zarobić. W ten sposób utwierdza się wszystkich rolników, który próbują ekologiczne i zdrowo prowadzić swoje uprawy, że to się nie opłaca. Skoro nikt nie chce kukurydzy o różnej wielkości, skoro sprzedają się winogrona tylko o kreślonym standardzie, to nie ma sensu męczyć się z uprawą eko, skoro klient chce produktu idealnego. Nic co naturalne i zdrowe nie będzie idealne, równe, wypolerowane. Miejmy to w świadomości.

Wybierając produkty, które stworzono dzięki wpływowi pestycydów, przyczyniamy się również do tragedii rolników, którzy je produkują. Przystosowują się do rynku zbytu, wytwarzając pożądany produkt. Jest to ich praca i środki na utrzymanie rodziny. Jeśli nie spryskają, w większości przypadków ich plony będą mniejsze i w opinii klienta gorszej jakości. Stosując opryski na polach usytuowanych często obok ich własnych domów, narażają  siebie, swoje rodziny, pracowników i sąsiadów  na zatrucie pestycydami. Szczególnie niebezpieczne jest to w przypadku małych dzieci i tych jeszcze w brzuchu matki. Wiatr przenosi opryski, które są następnie wdychane.

Warto wspierać rolnictwo ekologiczne, ponieważ jest zdrowe dla każdego człowieka i całej planety. Wspierając rolnictwo ekologiczne mówimy „NIE” ogólnemu przyzwoleniu na skażenie środowiska pestycydami. „NIE” to również zdrowsze życie dla rolników. Jeśli klient powie, że woli produkty bez oprysków, może brzydsze, ale zdrowe, to rolnik je da.  Pamiętajmy, że popyt rodzi podaż.

Jak ograniczyć ilość przyjmowanych pestycydów?

Jeśli jest tylko taka możliwość, kupujmy warzywa i owoce u osób, które wiemy, że nie stosują środków ochrony roślin. Nawet w miastach jest czasem możliwość kupienia warzyw od ludzi uprawiających je na małą skalę, które sprzedają to, co im zbywa z przydomowego ogródka.

Trudno pozbyć się pestycydów, które znajdują się na lub w żywności. Jak myć owoce i warzywa kupione w supermarkecie?  Niestety, niektóre pestycydy zostały tak sprytnie wymyślone,  aby nie dawały się zmywać przez deszcz i w tym wypadku nawet woda nie pomoże. Warto zatem obierać warzywa i owoce lub usuwać, tam gdzie to możliwe zewnętrze liście. Ograniczy to nieco nasz kontakt z toksynami. Wszystkie te zabiegi są jedynie pomocą doraźną. Jeśli coś wniknie głęboko, bo opryski stosuje się na wielu etapach wzrostu rośliny, to nie mamy szans, żeby się tego pozbyć.

Najskuteczniej więc byłoby mieć własny ogródek i owoce lub jak wspomniano kupować produkty od kogoś zaufanego. Problem jest bardzo dotkliwy i ma swoje konsekwencje dla naszego zdrowia. Pestycydy to problem globalny, żywność jest eksportowana z jednego kraju do drugiego, a na bazie warzyw i owoców powstają inne produkty.

Można się naprawdę przerazić, gdy uzmysłowimy sobie, że trudno czasem powiedzieć skąd pochodzi, jak był przygotowany, z jakich warzyw i owoców np. drzem brzoskwiniowy. Może i na nalepce napisano Polska, jednak w ostatecznym rozrachunku, brzoskwinie mogły być zakupione po drugiej stronie kuli ziemskiej, następnie mogł trafić  powiedzmy do Niemiec, tam być przerobione na papkę, którą ostatecznie zakupiła polska firma. W obecnych czasach wyjątkowo trudno stwierdzić, co tak naprawdę jemy. Wyjście jest jedno, spożywajmy jak najmniej przetworzonej żywności, kupujmy u zaufanych rolników, a jeśli to możliwe hodujmy na własne potrzeby owoce i warzywa.

Francuski przykład

Ponad 90 procent wód rzecznych we Francji zawiera pestycydy pochodzące głównie z upraw rolniczych – wynika z badań przeprowadzonych w tym kraju. Mało rodziców zwraca uwagę czym karmi swoje dzieci. Na zwyczajny posiłek oprócz fasolki, kotleta, sera, jabłka czy sałaty składa się jednocześnie cała gama dodatków: kadmu, ołowiu, azotynów, nitrytu, rtęci, pestycydów, wzmacniaczy smaku, przeciwutleniaczy, konserwantów.

Po zbadaniu produktów rolnictwa konwencjonalnego okazało się, jak wiele zawierają szkodliwych nawozów i pestycydów. Lekarze oraz naukowcy łączą to ze wzrostem zachorowalności na nowotwory, zaburzeniami hormonalnymi i wadami wrodzonymi. We Francji, która zajmuje pierwsze miejsce w Europie pod względem zużycia pestycydów, zachorowalność na nowotwory wzrosła w ostatnim ćwierćwieczu o 93 procent. W przypadku dzieci od 30 lat notuje się wzrost chorób nowotworowych o 1,1 procent rocznie. W ciągu ostatnich 50 lat jakość męskiego nasienia pogorszyła się o 50 procent. Obserwuje się wzrost problemów neurologicznych.  „Nie trzeba kolejnych badań, by przekonać innych – mówi francuski onkolog Dominique Bellpomme. Problemem jest brak woli politycznej”.

Francuski rolnik uprawiający jabłka stosuje przeciętnie 32 preparaty chemiczne, zanim zbierze plon. Są wśród nich: pestycydy, nawozy, środki do tępienia pasożytów i chwastów oraz wiele innych zazwyczaj niebezpiecznych substancji. Przy uprawie winorośli stosuje się ponad 20 tys. składników. Jeana Louisa Gomesa, rolnika z rejonu Gard w Langwedocji, w 2005 roku dotknęły kłopoty neurologiczne. Przez 10 lat podczas oprysków zawsze pracował w hełmie ochronnym z opuszczoną osłoną, jednak podnosił ją, gdy przygotowywał mieszankę. Wtedy opary wnikały przez skórę. Zachorował też jego syn. W szpitalu w Montpellier, gdzie go leczono, zobaczył, jak wiele dzieci okolicznych rolników choruje na raka. „W Gard są dzieci z poważnymi wadami wrodzonymi, bo ich rodzice mieszkają wśród pól opylanych z powietrza – tłumaczy prof. Charles Sultan, endokrynolog dziecięcy ze Szpitala Uniwersyteckiego w Montpellier. Jak mają nie ulec skażeniu, skoro matka mówi, że po przelocie samolotu żółknie jej bielizna?”. Sultan leczył dzieci rolników z Gard, którzy uprawiają brzoskwinie, opryskując drzewka 22 preparatami. Wspomina o dwóch braciach z poważnymi wadami wrodzonymi. „Nie mają na nie wpływu czynniki genetyczne czy endokrynologiczne – wyjaśnia. Pozostają więc środowiskowe”. J’Aven Christal Cesana, rolniczka z Organiac, opowiada przed kamerą o rodzinnym horrorze: „Mieliśmy kilka przypadków nowotworów. Moja ciotka zmarła rok temu na raka jelit. Wuj na raka płuc – w ciągu dwóch miesięcy. Matka miała w 1999 roku raka piersi. Teściowa też. Wielu moich znajomych zmarło na raka. Syn chorował na białaczkę. W szpitalu jest mnóstwo dzieci cierpiących na to samo, co mój syn”. Inna rolniczka, Mado Thiriet, dodaje: „Mąż opryskuje winorośl. Zawsze po oprysku ma krwawienie z nosa, które trwa trzy dni. Znajomy po oprysku przez tydzień nie oddawał sam moczu”.

Mimo memorandum podpisanego przez 68 niezależnych ekspertów, którzy sformułowali 164 zalecenia, w świecie francuskiego rolnictwa nic się nie zmieniło. Poza małym miasteczkiem Barjac, którego burmistrz przeprowadził akcję uświadamiania mieszkańców. Zaczął od edukacji dzieci i zmiany szkolnego jadłospisu na produkty ekologiczne. Całe rodziny zaczęły powoli zmieniać nawyki żywieniowe i korzystać z biorolnictwa. Inicjatywa skończyła się sukcesem i zrodziła kolejne, jednak wszyscy mają świadomość, że bez udziału rządów zmiany na skalę światową są niemożliwe.

Skażone wyspy: Martinica, Gwadelupa – omijaj je z daleka!

15 kwietnia tego roku ponad 100 rybaków  demonstrowało na ulicach Fort de France, głównego miasta na Martynice. Zabarykadowali port do czasu, aż rząd w Paryżu nie przekaże im 2,6 mln$ w ramach rekompensaty. Zanieczyszczenie środowiska dotknęło ośrodki na Basse- Terre, obszarze, który specjalizuje się w uprawie bananów. Zanieczyszczenie zostało spowodowane  Chlorodekonem, pestycydem kiedyś użytym na plantacji. Katastrofa to nie tylko skażenie na dziesięciolecia gleby na plantacji, ale i okolicznych wód gruntowych i morskich.  Mieszkańcy sąsiedniej wyspy Gwadelupa są coraz bardziej zdenerwowani z tego samego powodu. Wydaje się to być katastrofę ekologiczną, która teraz zagraża całej gospodarce, a przede wszystkim żyjącym tam mieszkańcom (połowy homarów, krewetek musiały zostać wstrzymane).

Chlorodekon po raz pierwszy został wykryty w wodzie pitnej na Martynice w 1999 roku (i nadal jest tam), a następnie w słodkich ziemniakach,  ale dziwnie nie w bananach. Od tego czasu ustalono, że został „zarażony” cały łańcuch pokarmowy, w tym wołowina , kurczaki, jaja. Substancja ta jest jeszcze obecna w mleku karmiących matek.

Zanieczyszczenie spowodowało poważny wstrząs wśród ubogich rodzin, które utrzymują się z ogrodnictwa oraz połowów. Dr Luc Multigner, epidemiolog z francuskiego Instytutu Zdrowia i Badań Medycznych ( INSERM ), bada oddziaływania chemiczne. Wykazał on znaczny wzrost ryzyka zachorowania na raka prostaty u mieszkańców wyspy. Lekarze zbadali również około 1000 kobiet i ich dzieci, które były narażone na Chlorodekon w czasie ciąży. We współpracy z międzynarodowymi zespołami badawczymi monitorowali oni rozwój 153 maluchów w siedmiu pierwszych miesiącach życia. Wnioski opublikowane przez czasopismo Badań Środowiskowych w 2012 roku, ujawniły zaburzenia psycho-motoryczne, zmniejszone zainteresowanie wizualne nowymi rzeczami i problemy z pamięcią wzrokową.

Raport na temat skażenia fauny na Gwadelupie został złożony w 1980 roku w Ministerstwie Środowiska w Paryżu. Rząd Francji wydaje się, że zwlekał z decyzjami.  W 2007 roku cztery organizacje pozarządowe i Confédération Paysanne Farmer’s Union złożyły skargę prawną. Prokuratorzy wreszcie rozpoczęli dochodzenie.

Skażona Ameryka

Na prześledzenie historii wzlotu i upadku silnie toksycznego środka znanego jako DDT, potrzeba by osobnego artykułu. Używany przez żołnierzy podczas drugiej wojny światowej, na komercyjny rynek wszedł na początku lat 40. XX wieku. Pestycydu powszechnie używano w amerykańskich gospodarstwach domowych przez 30 lat, zanim go wycofano w 1972 roku, gdy okazało się, jakie niesie zagrożenie. Na czarną listę wpisano też kilku jego kuzynów. Ale choć minęły dziesięciolecia, DDT wciąż jest wykrywany. Jego zdolność do utrzymywania się w środowisku prowadzi do przerażającego wniosku, że jego toksyczne dziedzictwo będzie trwało w dającej się przewidzieć przyszłości. Według badań z 2008 roku mężczyźni, u których wykryto ślady substancji zwanej DDE (pochodna DDT), prawie dwa razy częściej chorują na raka jąder. W tym samym roku opublikowano pracę naukową o wpływie DDT na powstawanie raka piersi, na skutek blokowania działania naturalnych hormonów spowalniających rozwój nowotworów. Fakt, że pestycyd, który znajdował się w powszechnym użyciu w Ameryce (i nie tylko) zaledwie przez 30 lat, ciągle jest w stanie  (po 40 latach od wycofania) powodować raka. Jest poważną lekcją na temat zagrożeń, jakie niosą toksyczne substancje utrzymujące się długo w środowisku.

Używanym obecnie pestycydom przyjrzeli się Rick Smith i Bruce Lourie, autorzy książki pt. „Mordercza gumowa kaczka” poświęconej wpływowi na nasze zdrowie toksycznych substancji, z którymi się na co dzień stykamy. Skoro amerykańskie trawniki pochłaniają co roku ponad 40 milionów kilogramów pestycydów i herbicydów, postanowili wziąć pod lupę najpopularniejszy związek chemiczny zwalczający chwasty o nazwie kwas 2,4-dichlorofenoksyoctowy (w skrócie 2,4-D znany także jako hedonal). Herbicyd ten zwalcza chwasty selektywnie, nie niszcząc trawy, stąd jego zawrotna kariera w gospodarstwach domowych. Amerykanie zużywają go rocznie przeszło cztery miliony kilogramów. Jest jeszcze gorsza wiadomość: kwas 2,4-D był jednym z głównych składników niesławnego preparatu Agent Orange, broni chemicznej, którą podczas wojny w Wietnamie rozpylano z samolotów nad dżunglą i która odpowiada za choroby, w tym nowotwory, występujące u żołnierzy mających kontakt z tą trucizną.

Zatrważające analizy

Osoby, które z uwagi na rodzaj pracy mają regularny kontakt z pestycydami i 2,4-D, jak rolnicy czy ogrodnicy, są zagrożone wieloma schorzeniami. Do najpoważniejszych należy podwyższone ryzyko powstania chłoniaka nieziarniczego, raka krwi. Z badań wynika, że również dzieci takich osób są bardziej podatne na choroby, w tym raka. Wśród farmerskich rodzin Ameryki Północnej poronienia i uszkodzenia płodu występują o wiele częściej niż w całej populacji. Zespół medyków i naukowców przeanalizował niedawno wyniki ponad stu różnych badań przeprowadzonych pod tym właśnie kątem, a wnioski zawarto w pracy pt. Cancer Health Effects of Pesticides: Systematic Review. Oprócz różnych rodzajów białaczki autorzy badań najczęściej przypisywali pestycydom wywoływanie raka mózgu i prostaty. Ten sam zespół przeanalizował następnie badania dotyczące pozanowotworowych efektów działania pestycydów. Wnioski były równie zatrważające. Pestycydy zwiększają ryzyko schorzeń neurologicznych, reprodukcyjnych oraz zmian genotoksycznych. Udokumentowano też związki między stosowaniem pestycydów, a występowaniem wad wrodzonych, przypadkami śmierci płodu czy zaburzeniami rozwojowymi. Kontakt z tymi substancjami z reguły zwiększał dwukrotnie poziom uszkodzeń genetycznych.

Zagrożony mózg dziecka

Jednym z najgorszych zagrożeń, jakie niosą ze sobą pestycydy, jest ryzyko uszkodzenia mózgu dziecka. Pisała na ten temat dr Theo Colborn, amerykańska specjalistka od kwestii zdrowotnych w dziedzinie ekologii, z wykształcenia zoolog, specjalizująca się w toksykologii i epidemiologii. Sławę przyniósł jej w 1996 roku bestseller pt. „Nasza skradziona przyszłość”, którego była współautorką, i w którym opisała problem zaburzeń endokrynologicznych. Dziesięć lat później opublikowała swoją pracę naukową, w której zakwestionowała bezpieczeństwo pestycydów i podsumowała dotychczasowe wyniki badań dotyczące ich wpływu na procesy neurorozwojowe. Szczególną uwagę zwróciła na tkankę mózgową płodu i noworodka, opisując fakt atakowania neuronów przez pestycydy. Uszkodzenie tych komórek odbija się bezpośrednio na rozwoju i funkcjonowaniu naszego mózgu.

Badania dotyczące wpływu pestycydów na rozwój mózgu są imponujące i podsumowują swoje śledztwo Smith i Lourie. Nie tylko ze względu na efekty zdrowotne, jakie zaobserwowano już przy minimalnych dawkach, ale także z uwagi na samą skalę i stopień złożoności przeprowadzonych testów.

Jakie płyną z nich wnioski?

  • Po pierwsze, nawet bardzo małe dawki pestycydów, znacznie poniżej ustalonego progu bezpieczeństwa, mogą uszkodzić mózg niemowlęcia.
  • Po drugie, efekty uszkodzenia neuronów w okresie niemowlęcym, kiedy mózg się rozwija, mogą dać znać dopiero w okresie dorastania albo nawet po osiągnięciu dojrzałości.
  • Po trzecie, wśród negatywnych efektów zdrowotnych łączonych z działaniem pestycydów znajduje się wszystko, począwszy od zespołu nadpobudliwości psychoruchowej (ADHD), przez autyzm i zaburzenia funkcji motorycznych, na zaburzeniach hormonalnych i reprodukcyjnych skończywszy.
  • Po czwarte, wady neurologiczne jest trudno wykryć i zidentyfikować za pomocą dostępnych nam rodzajów badań.

Dopuszczone do użytku

W przypadku pestycydów problem polega na tym, że nie da się uzyskać niezbitych dowodów na ich szkodliwość, a takich właśnie konkretów domagają się przedstawiciele rządu i firm chemicznych, zanim zgodzą się uznać pestycydy za substancje groźne dla zdrowia. Zapytany o rolę koncernów chemicznych w awanturze z pestycydami Gideon Forman, prezes Kanadyjskiego Stowarzyszenia Lekarzy na rzecz Ochrony Środowiska, wyjaśnia: „Rzecznicy tych firm twierdzą, że nie ma żadnych naukowych dowodów, choć w rzeczywistości istnieje całe mnóstwo badań łączących pestycydy z szeregiem poważnych chorób. (…) wystarczy, że podają wszystko w wątpliwość”.

Według Smitha i Louriego, głównym problemem jest to, że instytucje regulujące są w zbyt bliskich relacjach z przemysłem, którego produkcję mają regulować. „W interesie administracji, piszą, jest wychodzenie naprzeciw swoim klientom, tak aby to oni, czyli korporacje, byli zadowoleni ze współpracy z rządem, który ustala przecież prawne ramy ich funkcjonowania. Już chyba ludziom sprawującym władze nie da się odejść dalej od idei służby społecznej. (…) interes publiczny zostaje zepchnięty na daleki margines”.

W historii z pestycydami daje się zauważyć jeszcze jeden problem – przyjęcie zasady „progu”, czyli ustalenie poziomu stężenia, poniżej którego substancję uznaje się za bezpieczną i dopuszcza do użytku. Hasło „to dawka określa truciznę” nie wpisuje się jednak we współczesną toksykologię i endokrynologię. Okazuje się bowiem, że w przypadku niektórych toksyn,jak kwas 2,4-D czy inne pestycydy hormonalne nie sposób mówić o jakimkolwiek progu bezpieczeństwa. To oznacza, że nawet najmniejsza ilość takiej substancji może być groźna dla zdrowia.

„Potrzeba całkowicie nowego podejścia do ustalania bezpieczeństwa pestycydów oraz nowego modelu wprowadzania regulacji prawnych” – apelowała w swej pracy naukowej siedem lat temu dr Theo Colborn.

Obecnie „nie zmagamy się z chorobami, których przyczyny są jednoznaczne i oczywiste, zauważają autorzy książki. Toksyczne związki chemiczne mogą prowadzić do powolnej śmierci, np. w wyniku raka albo choroby Parkinsona, albowiem te zdradliwe schorzenia pozostają bardzo długo w stanie uśpienia i potrafią się ujawniać dopiero po wielu latach. Inna możliwość to wywołanie przez toksyny bardzo trudnych do wykrycia problemów natury neurologicznej. Na przykład rozpoznanie związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy kontaktem matki z pestycydami, a późniejszymi problemami edukacyjnymi jej dziecka jest praktycznie niewykonalne”.

Jest i dobra wiadomość. Badania przeprowadzone w 2007 roku wśród mieszkańców Kanady, znane pod nazwą Toxic Nation, dowiodły, że u osób jedzących zdrową organiczną żywność, zwłaszcza dzieci, poziom pestycydów w organizmie jest dużo niższy w stosunku do przeciętnego konsumenta.

Rację miał burmistrz Barjac, walcząc o ekologiczne uprawy w regionie i zdrową żywność w szkolnych stołówkach. Dziś społeczność miasteczka jest mu bardzo wdzięczna, a jej śladem podążają inne regiony.

 Źródła:

www.theguardian.com/

ec.europa.eu/

wsse.krakow.pl

www.nawschodzie.pl